Na "Fintikluszki" wpadliśmy rzutem na taśmę. Zabawa
już trwała. Dzieciaki siedziały na podłodze i dialogując z
aktorką grały na instrumetach. Trójkąt, marakasy, różne
przeszkadzajki. Atmosfera swobodna, choć nie chaotyczna.
Klubokawiarniana publika na poduszkach i dywanikach.
![]() |
Folder, który Ela dostała od Sławy Tarkowskiej na pamiątkę pierwszej wizyty w teatrze :) |
Już w
wejściu miłe zaskoczenie. Rozglądam się i nie widzę malowanych
chałupniczo zastawek, które są tak typowym wyposażeniem
objazdowych teatrzyków dla dzieci. Centralne miejsce przestrzeni gry
zajmuje drewniana konstrukcja - jarmarczny kram. Subtelna, gustowna
robota - dużo surowego lnu, kilka szydełkowych serwetek. Wiadomo,
że będzie na ludowo. Lniane w beż/biel są też kostiumy. Uff,
dziękuję - jednolicie. Po chwili orientujemy się, że małoletnia
orkiestra znajduje się na usługach cofającego się czasu. Tik-tak.
Młodziaki z zapamiętaniem produkują dużo hałasu. Wystarczy -
może zacząć się właściwa historia.
Niewielki teatrzyk,
przedstawienie grane w piwnicy kawiarni w nienajpopularniejszej
części Warszawy, a mali widzowie stykają się z różnymi
technikami lalkarskimi. Techniczny wymiar sztuki lalkarskiej jest
ogromnie fascynujący - ruch, metamorfoza, iluzja...! Muszę wziąć
kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić ;) W historyjce o
"beztołkownych" (= pustogłowych) olbrzymach aktorzy
pojawiają się w dużych kulistych maskach i wielkich rękawicach
budząc popłoch co bardziej wrażliwych dzieci. Dziadek Leon i
babcia Zuzanka, cudne szmaciane muppety kryją się pod spódnicą
narratorki. Uwaga - muppetów nie należy kojarzyć się z
intensywnym "kermitowym" kolorem, len panuje niepodzielnie.
Drwal i leniwy Jaś to płaskie kukiełki o ruchomych rękach i
głowach. Ich sylwetki tworzy naklejona na drewno kolorowa filcowa
wycinanka w guście łowickich, czy kaszubskich. Mieszkaniec krainy
"Dawno dawno temu" i jego pracowity wołek są malutkimi
laleczkami, które poruszają się na taśmie uruchamianej korbką
zainstalowaną w rogu kramu. Do kompletu należy dołączyć
glinianego skowronka i nieodzownego w tym zestawie Jezusa
frasobliwego - wyciętego w gąbce na wzór drewnianych
świątków.
Różnorodność form bardzo uatrakcyjnia
kameralne "fintikluszki". Historyjki opowiadane przez
narratorkę nie są wcale proste. Komplikuje je język stylizowany na
gwarę i sama dość skomplikowana fabuła odnosząca się do pojęć
i wydarzeń odległych współczesnemu miejskiemu dziecku. Uprawa
ziemi, wyrąb drzew w świecie, w którym słowo "orka"
kojarzy się z siedzeniem w biurze po godzinach? Czując problem
twórcy różnymi sposobami przyciągają uwagę widzów. Kilka
podskoków, przeciąganie się, zabawa instrumentami, zmiana lalek,
obrzędowe zakreślanie kręgu wokół siebie na znak rozpoczynającej
się historyjki - oto skuteczne sposoby regeneracji dziecięcej
koncentracji. Szczęśliwie wielość lalkarskich form nie rozbija
widowiska - dyscyplina stylistycznej jednorodności spina je mocną
klamrą.
Zabawa zabawą, grzechotki grzechotkami, forma formą,
ale o czym to właściwie jest? Co też ci mili ludzie pakują naszym
dzieciom do główek? Analizuję notatki - ha! Wszystko kręci się
wokół pracy. W świecie oracza, drwala i wiejskiej gospodyni ma ona
pierwszorzędne znaczenie. I oto ten, kto nigdy nie machnął
siekierą, w podzięce za pracę otrzyma jedynie dźwięk złotych
monet. Kto nie zna się na roli, będzie cierpiał głód. Zmęczenie
i smutek leczy najlepiej kontakt z przyrodą. Ciekawe, która z tych
mądrości trafiła do oglądających trzy- cztero- czy pięciolatków.
Obawiam się, że bez pomocy mamy czy taty mądrościom trudno było
przebić się zza pleców fascynujących lalek.
Od czasu,
kiedy moja starsza córka zaczęła dobrze chodzić jestem częstym
widzem spektakli dla najmłodszych dzieci. Przyznam, że słowo „spektakl” kłuje moje ucho
nieprzyjemnie, lepsze byłoby „wydarzenie”, „spotkanie”,
„zabawa parateatralna”. Małe Mi próbuje mieścić się w tym
nurcie. Zabawa i teatr płynnie się przelewają, a dyscyplina na
widowni musi być zachowana tylko w stopniu umożliwiającym
komunikatywność. I mimo drobnych wątpliwości, czy opowiastki
zawarte w „Fintikluszkach” nie są zbyt skomplikowane dla
kilkulatków odczuwam związaną z ich tematyką ulgę. Widziałam
już tyle przedstawień wprowadzających dzieci w świat
najprostszych pojęć i doświadczeń sensorycznych (dźwięk, kolor,
dotyk), że świeży powiew konkretnej fabuły sprawia mi dużą
przyjemność.
Takie spotkanie, czy też wydarzenie obowiązkowo musi
kończyć warsztat, czyli forma w pełni interaktywna. Tak jest i tu.
Jako drobny zarzut należy postawić fakt, że zabawy warsztatowe po
„Fintikluszkach” nie wiążą się właściwie z tematyką
opowiadanych wcześniej historyjek. Mogłyby być okazją do
wyjaśnienia treści. A są po prostu beztroską, ruchowo-muzyczną
zabawą, z zacięciem teatralnym. Największą frajdę sprawiło nam
żonglowanie jak piłką swoim wcześniej wypowiedzianym imieniem. Na
koniec próba własnoręcznego rozpracowania zasady działania lalek
i buszowanie w rekwizytach.
Kiedy tylko dotarła do mnie
informacja, że w znajdującym się niedaleko Studiu Art&Cafe
wystąpi teatr Małe Mi wiedziałam, że bardzo się postaramy, żeby
dotrzeć na przedstawienie. Teatr tworzy dwoje aktorów: Kajetan
Mojsak i Sława Tarkowska. Sławę kojarzę z jej działalności w
wielokrotnie nagradzanym białostockim teatrze K3, którego lalkowe
przedstawienia dla widzów dorosłych miałam okazję kilka razy
oglądać. Z dużą satysfakcją. Kajetan, polonista, młody
naukowiec czyni nam przysługę chcąc zapewniać niedzielną
rozrywkę naszym dzieciom. Oboje słusznie należy kojarzyć z
Białymstokiem - Mekką polskiego lalkarstwa. Nie
od dziś światek białostockich artystów twórczo odnosi się do
kulturowej spuścizny regionu (Południce Elektronice!). Podlaskie zauroczenia
pobrzmiewają i w „Fintikluszkach”.
Niedzielna
wizyta była dla nas dodatkowym przeżyciem. Nasza młodsza pociecha
(dobija do roku i trzech miesięcy) zaliczyła w ten sposób swoje
pierwsze doświadczenie teatralne. Spodziewałam się, że po chwili
rozniesie w pył cały lokal, ale miło się rozczarowałam. Ela była
zafascynowana. Najpierw oglądała z otwartymi oczami i buzią, a
potem ruszyła do zabawy. Nie mogłam jej utrzymać w miejscu.
Starsza (doświadczony widz teatralny lat trzy i pół) zgodnie z
moimi przewidywaniami koncentrowała się na technikaliach („dlaczego
mają taką dużą głowę? gdzie się schowała ta babcia?”), na
koniec oddając się ekstatycznym tańcom. Obserwowałam resztę
kompanii. Przedstawienie uznaje za wyjątkowo bezpieczne – oprócz
kilku okrzyków na widok olbrzyma, oznak lęku nie odnotowałam.
Zaangażowanie dzieci podczas całego spotkania duże. „Fintikluszki”
możemy bez obaw polecić nawet zupełnym maluszkom, jeśli jednak
zależy nam na kompletnym odbiorze także na poziomie zrozumienia
fabuły rekomenduję dla grupy wiekowej sześć plus.
FINTIKLUSZKI
Teatr Małe Mi
występują: Sława Tarkowska,
Kajetan Mojsak
muzyka: Karolina Cicha
17 lutego o 16.00 -
Studio Art&Cafe we Włochach
bilet: 15 zł (dorośli nie
płacą)
czas: 45 minut do godziny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz