piątek, 22 lutego 2013

fintikluszki - teatr małe mi

Na "Fintikluszki" wpadliśmy rzutem na taśmę. Zabawa już trwała. Dzieciaki siedziały na podłodze i dialogując z aktorką grały na instrumetach. Trójkąt, marakasy, różne przeszkadzajki. Atmosfera swobodna, choć nie chaotyczna. Klubokawiarniana publika na poduszkach i dywanikach.

Folder, który Ela dostała od Sławy Tarkowskiej na pamiątkę
pierwszej wizyty w teatrze :)
Już w wejściu miłe zaskoczenie. Rozglądam się i nie widzę malowanych chałupniczo zastawek, które są tak typowym wyposażeniem objazdowych teatrzyków dla dzieci. Centralne miejsce przestrzeni gry zajmuje drewniana konstrukcja - jarmarczny kram. Subtelna, gustowna robota - dużo surowego lnu, kilka szydełkowych serwetek. Wiadomo, że będzie na ludowo. Lniane w beż/biel są też kostiumy. Uff, dziękuję - jednolicie. Po chwili orientujemy się, że małoletnia orkiestra znajduje się na usługach cofającego się czasu. Tik-tak. Młodziaki z zapamiętaniem produkują dużo hałasu. Wystarczy - może zacząć się właściwa historia.

Niewielki teatrzyk, przedstawienie grane w piwnicy kawiarni w nienajpopularniejszej części Warszawy, a mali widzowie stykają się z różnymi technikami lalkarskimi. Techniczny wymiar sztuki lalkarskiej jest ogromnie fascynujący - ruch, metamorfoza, iluzja...! Muszę wziąć kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić ;) W historyjce o "beztołkownych" (= pustogłowych) olbrzymach aktorzy pojawiają się w dużych kulistych maskach i wielkich rękawicach budząc popłoch co bardziej wrażliwych dzieci. Dziadek Leon i babcia Zuzanka, cudne szmaciane muppety kryją się pod spódnicą narratorki. Uwaga - muppetów nie należy kojarzyć się z intensywnym "kermitowym" kolorem, len panuje niepodzielnie. Drwal i leniwy Jaś to płaskie kukiełki o ruchomych rękach i głowach. Ich sylwetki tworzy naklejona na drewno kolorowa filcowa wycinanka w guście łowickich, czy kaszubskich. Mieszkaniec krainy "Dawno dawno temu" i jego pracowity wołek są malutkimi laleczkami, które poruszają się na taśmie uruchamianej korbką zainstalowaną w rogu kramu. Do kompletu należy dołączyć glinianego skowronka i nieodzownego w tym zestawie Jezusa frasobliwego - wyciętego w gąbce na wzór drewnianych świątków.


Różnorodność form bardzo uatrakcyjnia kameralne "fintikluszki". Historyjki opowiadane przez narratorkę nie są wcale proste. Komplikuje je język stylizowany na gwarę i sama dość skomplikowana fabuła odnosząca się do pojęć i wydarzeń odległych współczesnemu miejskiemu dziecku. Uprawa ziemi, wyrąb drzew w świecie, w którym słowo "orka" kojarzy się z siedzeniem w biurze po godzinach? Czując problem twórcy różnymi sposobami przyciągają uwagę widzów. Kilka podskoków, przeciąganie się, zabawa instrumentami, zmiana lalek, obrzędowe zakreślanie kręgu wokół siebie na znak rozpoczynającej się historyjki - oto skuteczne sposoby regeneracji dziecięcej koncentracji. Szczęśliwie wielość lalkarskich form nie rozbija widowiska - dyscyplina stylistycznej jednorodności spina je mocną klamrą.

Zabawa zabawą, grzechotki grzechotkami, forma formą, ale o czym to właściwie jest? Co też ci mili ludzie pakują naszym dzieciom do główek? Analizuję notatki - ha! Wszystko kręci się wokół pracy. W świecie oracza, drwala i wiejskiej gospodyni ma ona pierwszorzędne znaczenie. I oto ten, kto nigdy nie machnął siekierą, w podzięce za pracę otrzyma jedynie dźwięk złotych monet. Kto nie zna się na roli, będzie cierpiał głód. Zmęczenie i smutek leczy najlepiej kontakt z przyrodą. Ciekawe, która z tych mądrości trafiła do oglądających trzy- cztero- czy pięciolatków. Obawiam się, że bez pomocy mamy czy taty mądrościom trudno było przebić się zza pleców fascynujących lalek.

Od czasu, kiedy moja starsza córka zaczęła dobrze chodzić jestem częstym widzem spektakli dla najmłodszych dzieci. Przyznam, że słowo „spektakl” kłuje moje ucho nieprzyjemnie, lepsze byłoby „wydarzenie”, „spotkanie”, „zabawa parateatralna”. Małe Mi próbuje mieścić się w tym nurcie. Zabawa i teatr płynnie się przelewają, a dyscyplina na widowni musi być zachowana tylko w stopniu umożliwiającym komunikatywność. I mimo drobnych wątpliwości, czy opowiastki zawarte w „Fintikluszkach” nie są zbyt skomplikowane dla kilkulatków odczuwam związaną z ich tematyką ulgę. Widziałam już tyle przedstawień wprowadzających dzieci w świat najprostszych pojęć i doświadczeń sensorycznych (dźwięk, kolor, dotyk), że świeży powiew konkretnej fabuły sprawia mi dużą przyjemność.

Takie spotkanie, czy też wydarzenie obowiązkowo musi kończyć warsztat, czyli forma w pełni interaktywna. Tak jest i tu. Jako drobny zarzut należy postawić fakt, że zabawy warsztatowe po „Fintikluszkach” nie wiążą się właściwie z tematyką opowiadanych wcześniej historyjek. Mogłyby być okazją do wyjaśnienia treści. A są po prostu beztroską, ruchowo-muzyczną zabawą, z zacięciem teatralnym. Największą frajdę sprawiło nam żonglowanie jak piłką swoim wcześniej wypowiedzianym imieniem. Na koniec próba własnoręcznego rozpracowania zasady działania lalek i buszowanie w rekwizytach.

Kiedy tylko dotarła do mnie informacja, że w znajdującym się niedaleko Studiu Art&Cafe wystąpi teatr Małe Mi wiedziałam, że bardzo się postaramy, żeby dotrzeć na przedstawienie. Teatr tworzy dwoje aktorów: Kajetan Mojsak i Sława Tarkowska. Sławę kojarzę z jej działalności w wielokrotnie nagradzanym białostockim teatrze K3, którego lalkowe przedstawienia dla widzów dorosłych miałam okazję kilka razy oglądać. Z dużą satysfakcją. Kajetan, polonista, młody naukowiec czyni nam przysługę chcąc zapewniać niedzielną rozrywkę naszym dzieciom. Oboje słusznie należy kojarzyć z Białymstokiem - Mekką polskiego lalkarstwa. Nie od dziś światek białostockich artystów twórczo odnosi się do kulturowej spuścizny regionu (Południce Elektronice!). Podlaskie zauroczenia pobrzmiewają i w „Fintikluszkach”.

Niedzielna wizyta była dla nas dodatkowym przeżyciem. Nasza młodsza pociecha (dobija do roku i trzech miesięcy) zaliczyła w ten sposób swoje pierwsze doświadczenie teatralne. Spodziewałam się, że po chwili rozniesie w pył cały lokal, ale miło się rozczarowałam. Ela była zafascynowana. Najpierw oglądała z otwartymi oczami i buzią, a potem ruszyła do zabawy. Nie mogłam jej utrzymać w miejscu. Starsza (doświadczony widz teatralny lat trzy i pół) zgodnie z moimi przewidywaniami koncentrowała się na technikaliach („dlaczego mają taką dużą głowę? gdzie się schowała ta babcia?”), na koniec oddając się ekstatycznym tańcom. Obserwowałam resztę kompanii. Przedstawienie uznaje za wyjątkowo bezpieczne – oprócz kilku okrzyków na widok olbrzyma, oznak lęku nie odnotowałam. Zaangażowanie dzieci podczas całego spotkania duże. „Fintikluszki” możemy bez obaw polecić nawet zupełnym maluszkom, jeśli jednak zależy nam na kompletnym odbiorze także na poziomie zrozumienia fabuły rekomenduję dla grupy wiekowej sześć plus.

FINTIKLUSZKI
Teatr Małe Mi

występują: Sława Tarkowska, Kajetan Mojsak
muzyka: Karolina Cicha
17 lutego o 16.00 - Studio Art&Cafe we Włochach
bilet: 15 zł (dorośli nie płacą)
czas: 45 minut do godziny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz